czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział trzeci 'Trudno jest kochać, gdy jest się młodym'

Przeciągnęłam się na łóżku i zaczęłam po omacku szukać telefonu. 5.47... To jeszcze byłam w stanie zrozumieć. Ale... Przecież wczoraj był bal! A dzisiaj, według mojego telefonu, jest Niedziela. Tydzień wstecz. Wstałam i szybko spojrzałam na biurko... Nie było tam zaproszenia. Przeszukałam cały pokój... Nigdzie go nie było. Czyli nie ma żadnego Kamila, Kacper dalej jest dupkiem, a Wiktor nieosiągalny! Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Zachowujesz się jak te wszystkie przygłupie nastolatki, z których się tak śmiejesz. Ogarnij się! Skarciłam się w myślach.  Otarłam szybko łzy i przemknęłam do łazienki.
Po porannych czynnościach, postanowiłam pójść na spacer. Rodzice, którzy właśnie wrócili z Wielkiej Brytanii, odsypiali, a mój brat był... Kogo to obchodzi, gdzie on się podziewał? Znając Roberta, został u dziewczyny na noc. Wzięłam więc jakieś drobne i telefon, i wyszłam. Było dość ciepło więc ubrałam czarną spódniczkę, błękitną koszulkę, sweter i balerinki. Leniwym krokiem przemierzyłam park, aby dojść do małego, osiedlowego sklepiku. Kupiłam swój ulubiony batonik i udałam się w drogę powrotną. Będąc pod domem zauważyłam coś... Dziwnego. Blokując furtkę do mojej posesji stał Kacper i... Obściskiwał się z dziewczyną, z którą w moim śnie całował się Wiktor. To było naprawdę dziwne. 
-Przepraszam...-powiedziałam podchodząc do bramki w moim płocie. Zostałam zignorowana, więc powtórzyłam głośniej-Przepraszam!- ponieważ nie doczekałam się reakcji, tyrpnęłam Kacpra. Ten oderwał się niechętnie od dziewczyny i odezwał się niezbyt przyjaźnie;
-Nie możesz przejść obok?!  PRZESZKADZASZ nam! I tak w ogóle to cza...  -przewróciłam oczami i mu przerwałam.
-Tak w ogóle, to najpierw należy się przywitać, a dopiero następnie zaczynać rozmowę. Po drugie; nie, nie mogę przejść obok, albowiem blokujesz mi dojście do domu. Po trzecie; nie życzę sobie, abyś ślinił się z... kimkolwiek ona jest-wskazałam gestem na dziewczynę- pod MOIM domem. A teraz przepraszam.- przepchnęłam się między nimi i otworzyłam furtkę, niby przypadkowo uderzając nogę Nowakowskiego.
-Auć! Mogłabyś trochę uważać?!
-Nie sądzę aby to było konieczne. A teraz żeg...Co ty wyprawiasz?! Puszczaj!- wrzasnęłam, kiedy chwycił mnie za nadgarstek.
-Puszczę, kiedy ładnie przeprosisz!
-Powinieneś się leczyć-ścisnął mocniej- Przestań! To boli!
-Przeproś!
-Za co?
-Gówno. Dobrze wiesz za co!
-Jesteś chory!
-Ty bardziej!
-Spadaj!
-Sama spadaj!
-Ekhem... Kacperku, kochanie, może już pójdziemy?-zapytała nadzwyczaj piskliwym głosem dziewczyna, przerywając naszą sprzeczkę.
-Pójdziemy jak przeprosi!
-Nie! Pójdziecie teraz! Natychmiast mnie puść!
-To przeproś!
-Auła! Przepraszam... tylko mnie puść-nie wytrzymałam. Tak mocno mnie trzymał...
-Pf...-prychnął i puścił moją dłoń, która niesamowicie bolała.
-Jesteś okropny. Żegnam!-odwróciłam się na pięcie, rozcierając nadgarstek. Wchodząc do domu trzasnęłam drzwiami z całej siły.
-Alicja? To ty?-usłyszałam głos mamy.
-Nie, nie Alicja. Święty Mikołaj, wiesz?
-O! Miło, ale mikołajki są dopiero za cztery miesiące...
-Pf...
-Coś się stało, skarbie?-do rozmowy włączył się ojciec.
-Nie, wszystko okay. Będę u siebie w pokoju, jakby coś.- pobiegłam po schodach i wpadłam do mojej własnej łazienki. Przemyłam nadgarstek zimną wodą, a następnie obejrzałam bolące miejsce...
-On już nie żyje...-syknęłam, kiedy zauważyłam siniaka i małą rankę...

*****

-Alice, zbieraj się! Za chwilę jedziemy do babci-usłyszałam głos Robbiego- Wolę to już mieć za sobą...-dodał po cichu. Przewróciłam oczami. Nasza babcia jest wspaniałą, starszą kobietą, którą bardzo szanuję i kocham. Myślę, że Robert też ją na swój sposób kocha, chociaż oficjalnie jest mu ona obojętna...-Lic, jesteś gotowa?!- walnął w drzwi. Naciągnęłam na siebie bluzę, związałam kucyk i wyszłam, trącając drzwiami starszego brata.
-Już możemy iść-uśmiechnęłam się-Mam nadzieję, że spotkamy ciotkę Rozalię...-ciotka Rozalia była siostrą naszej babci, starą panną, która wręcz wielbi 'dręczyć' Robbiego.
-Tylko nie ta różowa wiedźma!...
-Nie przesadzaj. Ciotka nie jest najgorsza...
-To nie ciebie ciągnie z całej siły za policzki za każdym razem gdy cie spotka!-przewróciłam oczami. 
-Dzieci! Chodźcie już!-z dołu dobiegł nas krzyk mamy...


*****

-Idę się przejść! Za dwadzieścia minut jestem! Buźka!-krzyknęłam, zatrzaskując wiekowe drzwi. Po obfitej kolacji u babci czułam się wyśmienicie. Powolnym krokiem przeszłam przez podwórko, przy okazji odganiając od siebie natrętnego, białego psa babci, Karriego. Zamknęłam furtkę, kierując się w stronę małej polany osłoniętej z każdej strony drzewami. Była naprawdę wyjątkowa. Miała gdzieś piętnaście metrów szerokości, a pośrodku rosło ogromne drzewo, do którego przymocowana została opona. Delikatnie usiadłam na prowizorycznej huśtawce i  zaczęłam się bujać. Jak tam było cicho i spokojnie! Zaczęłam myśleć o moim... dziwnym śnie i wydarzeniach dzisiejszego dnia. Czy ja zwariowałam? Może to był jeden z tych 'proroczych' snów, w których istnienie szczerze wątpię? Nie podobało mi się to wszystko... Szczególnie, że ten... 'sen', naprowadził moje myśli na temat, którego unikałam jak ognia od niemalże dwóch lat. Mianowicie, na temat Wiktora Remonda. Ten blondyn swego czasu okropnie namieszał mi w głowie... Wszystko przez jeden mały gest, który uczynił dawno, dawno temu... Miejsce, w którym JEGO usta dotknęły MOJEJ skóry* zapiekło... Ale nie tak, aby bolało. Nie. To był przyjemny rodzaj ciepła. Poczułam jak jakaś mała kropla spływa po moim policzku. Płakałam? Skąd! To deszcz... O nie! Jeśli przez gęstą zasłonę liści przedostawały się krople to... Tak... Poza polaną była istna ulewa. I nic nie zapowiadało, aby zamierzała ustać w przeciągu najbliższej godziny...

*****

Czemu tak trudno mi do niej podejść i powiedzieć zwykłe 'Cześć'? Czemu zawsze, gdy ją widzę, tam, na przystanku, moje serce tak bardzo przyśpiesza? Czy ona nie ma tak samo? Czy zdarza jej się czasem o mnie wspomnieć? Czy ona naprawdę go nie zauważa? Zresztą, zdawała się nikogo nie zauważać... Na samo wspomnienie uroczej dziewczyny wpatrującej się w kolejne strony książek, uśmiechnął się... Może on dostał chorej obsesji, która rozwinęła się do tego stopnia, że wie gdzie dokładnie mieszka, jak ma na drugie imię... Może to nic wielkiego, gdy ludzie utrzymują ze sobą kontakt, lecz gdy nigdy się nie przyjaźnili? Mój najlepszy przyjaciel, Wojtek, zawsze, kiedy tylko przyłapał mnie na gadaniu o niej lub gapieniu się na nią, powtarzał mu 'Chłopie, nie wiem co ty w niej widzisz. Dziewczyna jakich setki. Poza tym jest dwa lata młodsza... No, i może dla dorosłych to prawie nic nie zmienia, ale u młodzieży to ogromna przepaść. Lepiej znajdź jakąś z naszego rocznika.' Pf... Jakbym umiał, to już dawno bym się w niej odkochał, znalazł inną...

*****

-Gdzieś ty tyle była? Miało być dwadzieścia, a nie pięćdziesiąt minut!- wyrzucił mi ojciec, kiedy tylko weszłam do babcinego domu. 
-Och, Adamie, daj jej spokój... Pewnie była z jakimś chłopakiem...-babcia zaśmiała się perliście- Jest tu wielu chłopców w jej wieku... -kontynuowała, nie zważając na rozdrażnienie ojca-No, choćby ten młody Remond... -zamarłam. Czy cały wszechświat był dziś zwrócony przeciw mnie?!-Jak to on miał na imię...-może to nie o NIEGO chodzi-... chyba Wiktor... Tak, na pewno Wiktor. 
-Alice! Czy byłaś gdzieś z jakimś chłopakiem?-użył stanowczego tonu. Kiedy ojciec używał wobec mnie stanowczego tonu, musiał być naprawdę zły...
-Oczywiście, że nie, tatku-uśmiechnęłam się przymilnie, ukrywając moje rozżalenie wymieszane z rozdrażnieniem. Chyba go przekonałam.
-A więc mówisz, że Remond ma syna... Czy chodzi Ci o Eryka Remonda, tego życzliwego przyjaciela Ewelinki?-zapytał wyraźnie udobruchany tata... No, świetnie. Jeszcze okaże się, że moi rodzice znają jego rodzinę...
- Tak, dokładnie o tego Remonda. Przecież chyba wiedziałeś, że ma dzieci? Nie pamiętasz tej małej dziewczynki, Sary, która zawsze się tak słodko śmiała? Szła dopiero do szkoły... Ani tego słodkiego chłopczyka, który ledwo nauczył się mówić, a już pytał się dlaczego Ewelinka jest taka grubiutka? Tak, to było tuż przed tym jak urodziła się Alicja... Można powiedzieć, że już się znają. I to szmat czasu.-babcia uśmiechnęła się w moją stronę, więc odpowiedziałam jej tym samym.-Kochanie, wyglądasz na zmarzniętą. Zaparz sobie herbatki z miodem. Woda powinna być jeszcze gorąca- zwróciła się do mnie.
-Oczywiście-uśmiechnęłam się jeszcze szerzej... lecz gdy tylko odwróciłam się, aby pójść do kuchni, uśmiech zszedł z mojej twarzy... Co, do diabła, zrobiłam wszechświatowi, aby zasłużyć na taką zemstę?! 

środa, 24 czerwca 2015

Info... i podziękowania :)

Okay. Żyję! I, tak, wiem, że 1.06 miał się pojawić post, ale niestety, moja (jakże cudna i kochana) komórka, nie zapisała wersji roboczej, a następnie uznałam, że jednak poprzednia wersja rozdziału była głupia... coś tam... sratatata... nikogo to nie obchodzi.. lalala...coś tam coś tam... No, ale napisałam już prawie cały, więc mam nadzieję, że jesteście ;) A, i tak na marginesie... Rozdziały będą pojawiać się w regularnych odstępach, tj. co miesiąc, każdego pierwszego dnia, każdego miesiąca (na pewno, poza lipcem). Jest możliwość, że nawet częściej :P No, a nowy rozdział dodam gdzieś koło 26-28 czerwca :/ Więc przepraszam... No i dziękuję za ponad 1000 wejść ;* No, a więc to chyba wszystko...
Ps. Najprawdopodobniej rozdział będzie sobie liczył ponad 1000 wyrazów, więc... Przede wszystkim spodziewajcie się niespodziewanego ;) I tu mała zapowiedź;
  "-Przestań! To boli!" 
"-On nie żyje..." 
"-Wolę to już mieć za sobą..."
 "-...była z chłopakiem..." 
"Co, do diabła, zrobiłam wszechświatowi, aby zasłużyć na taką zemstę?! "
~Allys

piątek, 22 maja 2015

850!

Panie i panowie... dziś dobiliśmy do 850 wyświetleń i 18 komentarzy, przy 9 postach, w tym dwóch rozdziałach i prologu! Niestety nie doczekałam się obserwatorów ;(
Od razu zapowiadam kolejny rozdział na 1.06 :)
~A.

piątek, 27 lutego 2015

2. Bal, część trzecia

'Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja'
G. G. Márquez

Takie to prawdziwe, co nie?
Z dedykacją dla pewnego blondyna, do którego odnoszę te słowa, mimo iż wiem, że tego nie przeczyta.

~*~
-Zatańczysz?- zapytał Kacper. Jego ton był... obojętny, natomiast oczy niemal błagały. Rozbawiło mnie to połączenie. Zgodziłam się, mając nadzieję, że uda mi się jeszcze spotkać z Wiktorem...
-Gdzie byłaś?
-Słucham?
-Pytałem się gdzie byłaś z tym... Wiktorem.Wszędzie Cię szukałem.-zaśmiałam się cicho.
-Chyba nie wszędzie... Byliśmy w ogrodzie.
-Okay. Wygrałaś, nie wszędzie. Zapomniałem o ogrodzie.- Ludzie! Dajcie kalendarz! Trzeba to zapisać! Kacper przyznał mi rację! Święto międzynarodowe!
-Ładnie wyglądasz-stwierdził po chwili.
-Och... Dziękuję-uśmiechnęłam się delikatnie. Nie powiem potrafi zaskoczyć... I jak na złość puścili wolną piosenkę. Kacper przyciągnął mnie do siebie. Nasze ciała był oddalone od siebie zaledwie dwa centrymetry. Objął mnie w talii, co sprawiło, że automatycznie splotłam swoje dłonie na jego karku. Uśmiechnął się. Jego uśmiech był taki szczery i radosny.  Tańczyliśmy uśmiechnięci, przez jakiś czas. Rozmawialiśmy i żartowaliśmy- jak przyjaciele. Kto by pomyślał? Rywalizujemy od 1 klasy podstawówki. Było przyjemnie.
-Odbijany!- krzyknął ktoś z sali. Co dziwne-wszyszyscy się podpożądkowali. Jakaś dziewczyna odbiła mi Kacpra, a ja trafiłam w ramiona jakiegoś chłopaka.
-Jestem Maciek. -przedstawił się.
-Alicja-uśmiechnęłam się.
Nie przetańczyliśmy nawet jednej  piosenki, kiedy znowu ktoś krzyknął Odbijamy! Ktoś zasłonił mi oczy od tyłu.
-Zgadnij kto to!- szepnął mi do ucha.
-A może jakaś podpowiedź?- spytałam.
-Hm... Raczej nie...- już byłam pewna.
-Wiktor!-powiedziałam. Zdjął ręce z moich oczu i obrócil mnie w swoją stronę. -Mogę prosić, księżniczko?
-Oczywiście, wasza książęca mość.-zaśmialiśmy się.
Objął mnie w talii, podobnie jak Kacper i przysunął jeszcze bliżej. Spojrzał mi w oczy.
-Jesteś zmęczona?- spytał troskliwie.
-Odrobinę. A ty?
-Trochę...-po chwili dodał- Niewiem, czy już Ci mówiłem, że jesteś piękna, księżniczko.- zarumieniłam się...
-Ty... Jesteś bardzo przystojny...- powiedziałam cicho i jeszcze bardziej się zarumieniłam... A on nachylił się i... Złączył nasze usta w pocałunku. Nagle cały świat się zatrzymał. Liczyło się tylko tu i teraz, tylko jego ciepłe wargi.Tylko to, że był. Musieliśmy przerwać, żeby wziąść oddech. Spojrzałam na niego. Był zmieszany, ale też... Zadowolony.
-Ja... Przepraszam...-zaczął. Ale nie dałam mu skończyć. Stanęłam na palcach i pocałowałam go. Najpierw tylko stał i się nie ruszał. Przestraszyłam się, w obawie, że tego niechce. Ale chwilę potem zaczął mnie całować. Włożyłam ręce w jego włosy, a on objął mnie jeszcze mocniej w talii. I tak właśnie wyglądały moje pierwsze dwa pocałunki. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Chwycił mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz (po uprzedniej wizycie w szatni, gdzie też nasze usta złączyły się parę razy). Usiedliśmy na naszej ławce.
-Czemu tu przyszliśmy?-spytałam.
-Chcę pogadać.
-O czym? - atmosfera zgęstniała. Pocałował mnie. Jego usta były jak narkotyk. Przełorzył moje nogi na jego kolano.
-O tym-powiedział, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-A konkretnie?- dociekałam.
-Hm... Bo, wiesz... My, się prawie nie znamy... Proszę, nie wyciągaj pochopnych wniosków!-dodał, widząc moją minę- Chodzi, o to, że... To, jest bardzo... Przyjemne. Ale... Nie uważasz, że poszło trochę szybko?
-Może. Ale to jest... Zbyt przyjemne, żeby przerwać...
-Będziesz moją dziewczyną?- wypalił. Zaśmiałam się krótko. Podniosłam głowę i go pocałowałam.
-Mam rozumieć, że tak?
-Zawsze-odpowiedziałam. Uśmiechł się promiennie. Pocałował mnie przeciągle. Uzależnialiśmy się od siebie.
-A teraz chodź-spojrzałam na niego pytająco- Za chwilę północ.
Wstał, podał mi dłoń. Kiedy już wstałam, obrócił mnie, przechylił i pocałował. Zaśmiałam się...
-Ej! Gołąbeczki! Idziecie?- zapytał, jakiś nieznany mi, damski głos.Wiktor postawił mnie spowrotem do pozycji stojącej.
-Księżniczko, poznaj moją, jakże kochaną siostrzyczkę, Wiktorię, która obrała sobie za cel życia, niszczenie pięknych chwil mojego życia. Siostrzyczko, poznaj, jakże uroczą i miłą, jej królewską wysokość, Alicję- kiedy wyciągnęłam rękę, dalej trzymał mnie w pasie. Wiktoria była wysoką blondynką o zielonych oczach. Popatrzyła na brata z rozbawieniem, a mnie uścisnęła dłoń.
-Wiktoria, miło mi- uśmiechechła się do mnie.
-Mnie także. Alicja- odwzajemniłam uśmiech. Odwróciłam się do chłopaka - Jeśli chcesz gdziekoleiek iść, to musisz mnie puścić.

~

Jeśli chodzi o moje szczęście- ono nigdy nie trwa za długo. Było koło pierwszej w nocy i właśnie wychodziłam z łazienki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Szukałam Wiktora i... Znalazłam go. Nie podobało mi się natomiast to, że obściskiwał się z jakąś panną. Normalna dziewczyna, rozpłakała by się i poszła sobie... gdzieś. Natomiast, powinniście wiedzieć, że ze mną się nie zadziera... Nawet kiedy jestem w sukience i szpilkach. Podeszłam do blondna, odciągnęłam od niego tę dziewczynę. Był... zdezorientowany. A potem dostał w twarz. Dość mocno. Ale żeby nie wykrzywić tak pięknej twarzyczki dostał jeszcze w lewy policzek.
-Dupek!- powiedziałam na odchodnym. I teraz pewnie pomyślicie wcale jej nie zależało! Weźcie pod uwagę, że;
a) byliśmy parą jakieś... Dwie godziny. Nie zdążyłam się przywiązać.
b) to on się obściskiwał z jakąś laską, nie ja.
Takim oto sposobem wróciłam do domu o drugiej w nocy, a nie, jak planowałam szóstej rano.

~

Końcówka beznadziejna... Sorry, cały rozdział do #@*%. Ta... Moja wena do realistycznych opowiadań osłabła.
Pozdrowienia,
Allys

Bonus nr. 2

Spojrzałam na zegarek. Była dopiero czwarta trzycieści! Po co wstawać tak wcześnie? Ale i tak wiedziałam, że nie usnę. Nie po tym, co mi się śniło. Nie po nieskończonym oceanie, w którym mogłam utonąć. No cóż... Poszłam wziąść szybki prysznic. Tak... Był jednak bardzo długi... Kto normalny myje się prawie 40 minut? Odpowiedź jest prosta; nikt. Tak, ja nie jestem normalna. Wszystko dzięki pewnemu chłopcu, który, świadomie czy nie, nieźle namieszał w mojej głowie, a potem... A potem wyjechał, bez pożegnania i bez bezsensownych obietnic typu; wszystko będzie dobrze, czy wrócę. Nieznaczy to, że nie jestem na niego wściekła. Mógł chociaż zdobyć się na odwagę i powiedzieć mi to prosto w twarz. Chociaż to nie było w jego stylu. On nigdy nie powiedziałby; Wyjeżdżam. Wrócę, ale nie dla ciebie. Nie do ciebie. Nie chcę cię widzieć. Nie chcę cię znać. Byłaś porażką. Jesteś porażką. Nie odeszłaś, więc ja odejdę. Żegnaj i nie wracaj. Nie, nie powiedział by tego... Napisał to. Oczywiście, ładnie ubrał to w słowa typu; uważam, że nie będziesz przy mnie szczęśliwa, będę tam przez większość roku i tak dalej. Nie mogę powiedzieć, że jest mięczakiem. DO CHOLERY! NIE MOGĘ! Nie mogę mu nawet niczego zarzucić! Boję się. Boje się jutra. Boję się wczoraj. Tylko dzisiaj, mogę... No właśnie? Co ja mogę?! Już wiem... Mogę zapomnieć. O tym, że wczoraj miałam dla kogo żyć, a jutro już tak nie będzie. Ludzie często mówią, że najgorsza jest niepewność. Nawet nie wiedzą jak się mylą. To strata jest najgorsza.

Bonus nr.1

Siedziałem na łóżku w moim pokoju. Nikogo nie wpuszczałem. Nie żeby ktoś nalegał. Ojciec był Bóg wie gdzie, pewnie na jakimś spotkaniu z inwestorami, matka siedziała zaledwie dwa piętra niżej i pracowała... Oni zawsze pracują. Nigdy niemają dla kogo kolwiek czasu, ani dla nieznajomych, ani dla przyjaciół. Nawet dla własnego, jedynego dziecka-dla mnie. Kiedy ostatnio ze mną rozmawiali, poza tymi chwilami kiedy mijamy się w naszym ogromnym domu i oni mówią szybkie cześć i nawet nie czekają na odpowiedź? Niewiem. Parę lat temu chociaż obiad jedliśmy razem, a teraz? A teraz obydwoje jedzą na mieście, albo w biurze. A ja? Przez pewien czas jadałem w kuchni, w nadziei, że jednak przyjdą. Czekałem pond rok i... Nic. Niejeden nastolatek mógłby mi pozazdrościć. Zresztą nie tylko nastolatek. Mam kasy jak lodu, a może i więcej, mój pokój, to tak na prawdę średniej wielkości mieszkanie, nikt mi nie mówi co mam robić i nikomu się nie muszę tłumaczyć. A ja chętnie bym się zamienił, byle by tylko mieć rodzinę. Kochającą rodzinę. Chocibym musiał spać w kartonie i jeś resztki ze śmietników...

***
Tak, a więc jest bonus ponieważ Allys miała wenę i nie chciała spać w nocy ^^ Tu przybliżam wam , jakże oklepaną, sylwetkę jednego z panów... No cóż, zobaczycie kto to za jakiś czas ;)
x.o.x.o.
Allys

środa, 25 lutego 2015

Liebster Award

Okay ;) A więc zostałam nominowana do Liebster Award, za co bardzo dziękuję pewnej Córce Zeusa(http://soul-who-returned.blogspot.com) (i nie chodzi mi o Thalię ;* ).
Oto zestaw jedenastu pytań od Córki Zeusa (ta... biedna Allys, nie umie po angielsku pisać) :
1. Czy kiedykolwiek myślałeś/łaś nad uśmierceniem głównego/ej bohatera/ki?
Tak *.* Dalej o tym myślę, ale na razie cicho-sza xD
2. Co zachęciło cię do pisania?
Nie wiem... chyba ambicja z dzieciństwa.
3. Jaka była pierwsza książka którą pamiętasz że przeczytałeś/łaś?
Kubuś Puchatek, ale taka wersja dla najmłodszych z jedną przygodą. Szukali tam wielkanocnych jajek, czy coś. Miałam wtedy z pięć lat i uczyłam się czytać xD
4. Gdyby śluby między książkowe były możliwe [czytaj na przykład para... Voldemort i Danerys XD] to kogo być połączył/a?
Ciężkie pytanie... Chyba Gale i Annabeth. To jest dobry pomysł! Ona by go wychowała... To nic, że Percy by mnie zabił. xD
5. Jakie dwie książki złączył/ła byś w całość?
Nie mam pojęcia... Czy ta zawsze zadajesz takie trudne pytania?
6. Jaka była tematyka twojego pierwszego bloga?
Fantastyka *.*
7. Czy gdybyś mógł/mogła wejść do jakiejś książki to jaką być wybrał/ła?
Oto jest pytanie! W każdej z moich ulubionych bym na 99% zginęła, więc... Harry Potter! Zawsze chciałam czarować! Najlepiej z Huncwotami!!!
8. Najdziwniejsze połączenie o którym dotąd słyszałeś/łaś?
Czekolada z kechapem! Ble...
9. Najsłodsze połączenie , ulubione które shippujesz?
Jily (James Potter i Lily Evans)... Ciii... Wielbię to pokolenie!
A w kuchni to biszkopt+bita śmietana+ galaretka <3
10. Co sądzisz o blogach typu yaoi?
Są OK ;)
11. Co sądzisz o połączeniach fanfiction typu milioner i biedulka [niczym 50 warzyw Gienia XD]?
Zależy jak kto to opisuje... i jakie są ich relacje ;)

Ok. Teraz 11 pytań do nominowanych;
1. Czy jadłeś/jadłaś kiedyś trawę? (taką zwykłą, nie narkotyk)
2. Lubisz super-słodkie romanse?
3. Jak spędzisz te wakacje?
4. Czy całowałaś/całowałeś się kiedyś z chłopakiem/dziewczyną?
5. Masz BFF?
6. Znienawidzony parring to...?
7. Masz rodzeństwo ?
8. Masz zwierzaka? Jeśli tak to jak się nazywa?
9. Jaki napój najbardziej lubisz?
10. Czytasz mojego bloga?
11. Ulubiony youtuber (Polski youtuber)?

Nominuję:
http://fifty--days.blogspot.com

czwartek, 12 lutego 2015

2.Bal, część druga

   Chyba mówił do mnie. W pobliżu nie było innej dziewczyny bez partnera, więc pokiwałam głową. Chwilę później czułam jego dłoń na mojej talii, drugą zaś delikatnie trzymał moją rękę.
-Jestem Wiktor. Pamiętasz mnie?
-Tak- powiedziałam cicho. Wyglądał niesamowicie. Klasyczny, czarny smoking i muszka tego samego koloru. Moja morska sukienka bez ramiączek, przed kolano wyglądała bardzo niepoważnie przy jego oficjalnym ubiorze.
-To miło- stwierdził. Po chwili zapytał - Widziałaś ogród?
-Nie. A ty?-uśmiechnął się, co spowodowało, że w moim brzuchu zaczęły wariować motyle.
-Jeszcze nie. Może tam pójdziemy?
-Jasne. Tylko pójdę po kurtkę.
Oboje poszliśmy do szatni-prostokątnego pomieszczenia pełnego wieszaków. Podeszłam do tego z tyłu, gdzie zostawiłam wcześniej kurtkę. Właśnie miałam ją wziąć, ale Wiktor był szybszy. Kiedy ją zdejmował z wieszaka, objął mnie ramionami. Był tak blisko i tak daleko jednocześnie.
                             ~*~
Ogród był niesamowity. Wszystko było pokryte grubą warstwą śniegu. Poza ścieżką. Niedawno była odśnieżana, najprawdopodobniej rano, ponieważ pokrywała ją zaledwie centymetrowa warstwa puchu. Z nieba spadały setki małych śnieżynek, które delikatnie osadzały się na jego włosach. Nie wiedzieć czemu, miałam ochotę je strzepnąć. Niespodziewanie poślizgnęłam się... I poczułam jego ciepłe dłonie na swojej talii. Przypadkowy przechodzień mógłby pomyśleć, że my... jesteśmy parą. Nasze twarze dzieliło zaledwie parę centymetrów, on trzymał mnie w swoich silnych ramionach. Czułam jak się rumienie. Pomógł mi wstać. Delikatnie się odsunął.
-Nic ci nie jest?-zapytał, a na jego twarzy wyrosły śliczne rumieńce.
-Chyba... Chyba nie- uśmiechnęłam się niepewnie.
-Może usiądziemy?-wskazał na ławkę. Tutaj był inny. Inny niż na kolonii, inny niż na sali. Tu było coś niesamowitego. Coś co sprawiało, że moje serce biło szybciej.
-Okay.
Ponieważ Wiktor usiadł bardzo blisko mnie, złośliwe rumieńce nie chciały zejść z mojej twarzy. Nasze ręce prawie się dotykały, dzieliło je dosłownie parę milimetrów.
-Hmm... Więc, co się u ciebie działo przez ostatnie... cztery lata?-zapytał, choć nie brzmiało to przekonująco... nie wiedzieliśmy o czym rozmawiać. Wcześniej tak nie było, zawsze trzecia osoba ratowała sytuację... albo ją niszczyła. Właśnie! Bingo! Trzecia osoba! Tu jesteśmy tylko we dwoje. To właśnie dlatego! To dlatego jest inaczej!
-Właściwie to nic ciekawego... A u ciebie?
-Hmm... Też nic... Jakby, bo... Jednak coś... Ja... Mój tata... On...- zaczął nerwowo mówić. Chwyciłam go za rękę. To był impuls.
-Spokojnie... Jeśli nie chcesz to nie mów...- zdziwiłam się słysząc swój opanowany głos. Nagle włożył moją dłoń w swoje ręce.
-Ja chcę... Tylko... To jest dla mnie trudne-spojrzał w moje oczy- Ja... On jest... Jest w śpiączce...-w jego oczach pojawiły się łzy -Wracał do domu i... Ciężarówka... Pijany kierowca... Las...- zaczął mówić nerwowo
-Spokojnie... Licz wdechy... I wydechy...- uśmiechnęłam się pocieszająco- Będzie dobrze, zobaczysz...-popatrzył na mnie, jakbym mówiła niestworzone rzeczy. Parę minut później odezwał się.
-Dziękuję... i przepraszam, spanikowałem... To jest dla mnie... Bardzo trudne.
-Nie masz za co dziękować, a tym bardziej przepraszać... -uśmiechnęłam się... Nagle uświadomiłam sobie, że jestem w niego wtulona. Próbowałam się jakoś dyskretnie wyplątać. Niestety, a może stety, blondyn to zauważył.
-Gdzie uciekasz?-szepnął do mojego ucha i zacisnął swoje silne ramiona jeszcze mocniej wokół mojej talii.-Może byś odpowiedziała księżniczko?-dodał po chwili. "Księżniczko"-powiedział to tak czule... Jakby to była pieszczota...
-Hmmm... Nigdzie... Wasza Wysokość-postanowiłam zastosować jego technikę.
-Bardzo się cieszę, lady Alicjo-uśmiechnął się- Zaproponowałbym Ci powrót do środka, lecz jest mi zbyt przyjemnie...- jego uśmiech był zaraźliwy...
-Chyba nie życzysz mi źle? Jeszcze się przeziębię-zaczęłam się z nim droczyć.
-Nie jest Ci miło?- niby się uśmiechał, ale w głosie blondyna słychać było niepewność.
-Hmm... Daj mi chwilę do namysłu...-jego mina była coraz mniej pewna, a uścisk słabł. Kiedy był wystarczająco słaby, wyskoczyłam z jego ciepłych ramion, podeszłam do większej sterty śniegu i ulepiłam śnieżkę...
-Jest mi bardzo miło!- powiedziałam. Był trochę zdezorientowany, szczególnie kiedy dostał śnieżką w rękę. Chwilę później oboje rzucaliśmy śnieżkami i śmialiśmy się. Po paru minutach odezwałam się...
-Przykro mi, ale chyba musimy iść do środka, chyba że chcesz żebym zmieniła się w bryłę lodu...
-Oczywiście, księżniczko...-odpowiedział Wiktor- Przepraszam... Chodzimy już- uśmiechnął się przepraszająco...
-Zaczekaj!
-Co?-nie odpowiedziałam, tylko strzepałam śnieg z jego włosów, a później z całej siebie. A następnie spojrzałam na niego. Jeszcze trochę śniegu plątało się w jego złotych włosach. Stanęłam na palcach i strzepałam je, a następnie pocałowałam go w policzek, podobnie jak on mnie kiedyś. Popatrzył w moje oczy niepewnym wzrokiem i podał mi ramie. Chwilę później zostawiliśmy kurtki w szatni i właśnie szliśmy z powrotem na parkiet, kiedy natknęliśmy się na Kacpra.
-Ooo... Allie, tu jesteś! Wszędzie Cię szukałem...-urwał, kiedy ujrzał blondyna obok mnie. Gdyby wzrok mógł zabijać, to Wiktor byłby już dawno martwy... Atmosfera zgęstniała, a chłopcy mierzyli się wzrokiem. Dzięki, Kacper- pomyślałam- o mało co i ten wieczór byłby udany! Naprawdę, jesteś mirzczem w psuciu mojego humoru! Zamiast tego powiedziałam:
-Wiktor, poznaj Kacpra, mojego kolegę z klasy. Kacper, poznaj Wiktora, mojego...-super przystojnego, inteligentnego, miłego- kolegę z kolonii.
Chłopcy podali sobie dłonie, z niezbyt szczerym 'miło mi'. I zapadła ta krępująca cisza... Przerwał ją...
***
Okay, a więc to na tyle. Za jakiś tydzień (może szybciej, może później) pojawi się ostatnia, trzecia część tego rozdziału.  Jeśli ktoś to czyta, to jest mi strasznie miło! Jeszcze milej by było, gdybyś zostawił komentarz! Chociaż buźkę ( :) ), żebym wiedziała, że jesteś ;) Nie przynudzam już, całusy, Allys ;*
  

niedziela, 8 lutego 2015

2. Bal, część pierwsza.

   Miejsce, w którym się znajdowaliśmy, było niesamowite. Ogromny ogród, w środku którego znajdowała się budowla, która do złudzenia przypominała baśniowy pałac. W drzwiach stał elegancki, siwowłosy mężczyzna. Gdy podeszliśmy bliżej, zauważyłam, że uczniowie podchodzą w parach, szepcząc coś na ucho siwowłosemu, a następnie on głośno wymawia ich imiona i nazwiska. Zastanawiałam się z kim mam tam podejść, gdy nagle usłyszałam głos, tuż za moimi plecami.
-Pozwolisz?
To był Kacper. Nie widziałam go dzisiaj. Miał klasyczny, czarny garnitur i białą koszulę. W jego głosie usłyszałam nieznaną mi dotąt nutę.
-Ymm... Jasne-odpowiedziałam, a on podał mi ramię. Pod materiałem wyczuwałam umięśnione ramię. Nigdy wcześniej nie zwracałam na to uwagi. Podeszliśmy do odźwiernego. Kacper wypowiedział szeptem nasze imiona i nazwiska, aby chwilę później usłyszała je cała sala. Przyjrzałam się twarzą ludzi, którzy stali najbliżej. I nagle go ujrzałam. Przez moment nasze spojrzenia się skrzyżowały. Niewidziałam go od... Czterech lat. Ale trudno go zapomnieć. Blondyn o oczach jak ocean. Pięknych i nieprzewidywalnych. Takich jak on. Wiktor. Chyba mnie poznał. A może jednak nie? Może już zapomniał? Pochwyciłam jeszcze jedno spojrzenie. I tym razem niemal poczułam jego wargi na moim policzku. Delikatne i ciepłe.  Nagle zachciałam, żeby to on stał na miejscu Kacpra. Chciałam go dotknąć, zobaczyć jego uśmiech i poczuć jego usta... chociaż na moim policzku.
-Ekhem... Alicja, żyjesz?- usłyszałam obok siebie głos Kacpra. Na prawde, nie mam pojęcia jak to zrobił, ale jego głos był... Ciepły. Przyjemny.
-Przepraszam. Zamyśliłam się. Mówiłeś coś?
- Propnowałem, żebyśmy usiedli przy tamtym stoliku, z Patrykiem i Eweliną.
-Jasne. -uśmiechłam się przepraszająco.
Przy stole panowała przyjemna atmosfera. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. I nagle rozbrzmiała muzyka. Nieznałam tego utworu. Patryk poprosił Ewę do tańca. A Kacper mnie. Tym razem był inny. Delikatniejszy i pewniejszy. Bardziej profesjonalny. Bez złośliwiści. Przetańczyliśmy cztery utwory. Przed piątym na scenę wyszła niska, szczupła blondynka. Miała pewnie około 35 lat.
-Witajcie! Nazywam się Rozalia Duńska i jestem właścicielką tego pałacu. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Chciałam was poinformować, że o północy odbędzie się pokaz sztucznych ogni. A teraz prosimy o zmianę partnerów lub partnerek.
Chwilę później muzyka z powrotem zalała salę. Kacper gdzieś zniknął, więc poszłam w kierunku naszego stolika. Gdy byłam trzy metry od mojego celu, ktoś za mną zapytał "Zatańczysz?". Odwróciłam się. To był Wiktor...

1. Zaproszenie

Siedziałam na ostatniej poniedziałkowej lekcji-WOSie. Nauczyciel gadał coś o nowych projektach w powiecie. Dofinansowania, dotacje, nagrody dla zdolnych uczniów, nagrody dla dobrych uczniów itp. Nawet nie miałam z kim pogadać, bo Dona zajęta była przeglądaniem zdjęć swojego chłopaka. Potrafiła się na niego patrzeć dniami i nocami. Ja nie mam chłopaka. Pewnie dlatego, że gdy inne dziewczyny chodzą na imprezy, ja czytam książki. Pewnego razu, dziewczyny powiedziały mi, że jestem zbyt skryta. Może to i prawda- nie jestem typem dziewczyny, która ciągle mówi o sobie. Moje rozmyślania przerwał dzwonek. Wyszłam z klasy jako jedna z pierwszych.
                          ~
Zanim weszłam do domu, moją uwagę przykuła otwarta skrzynka pocztowa. Wyjęłam z niej ozdobną, kremową kopertę. Najdziwniejsze było to, że jest zaadresowana do mnie. Zostałam zaproszona na bal zimowy dla utalentowanych i dobrze uczących się uczniów. Odbędzie się za niecałe dwa tygodnie. Będzie muzyka na żywo. I jeśli chcę dowiedzieć się czegoś więcej, muszę zapytać nauczycieli w szkole. Koniec. Tylko mały problem; nie umiem tańczyć.
                          ~
Jednak szkoła okazała się pomocna. Nauczyciele zorganizowali nam godzinkę dziennie na ćwiczenia. To była dobra wiadomość. A zła jest taka; byłam w parze z Kacprem. Jaki on jest?  Przystojny, ma bzika na punkcie ocen, złośliwy, lizus, ma o sobie wysokie mniemanie. No i mnie nie lubi. Chyba dalej jest zły o to, że miałam lepszą ocenę z angielskiego. Przynajmniej umiał tańczyć. No, przynajmniej w tych momentach, kiedy mi nie dokuczał.
-Możesz nie deptać mi po palcach?!- zdenerwowałam się w ostatni dzień zajęć. Wiedziałam, że robi mi na złość.
-Przepraszam. Nie umiem tańczyć.- powiedział głosem ociekającym sarkazmem.
-Spadaj.- odparłam.
- I po co się złościć?
-Zamknij się!
Już otworzył usta, aby coś powiedzieć. Ale w tym momencie muzyka ucichła i nauczycielka ogłosiła koniec zajęć. Życzyła nam dobrej zabawy i przypomniała kiedy jest zbiórka.
                         ~
-W co się ubierzesz?- zapytała mnie Dona.
-Jeszcze nie wiem. Miałam nadzieję, że mi pomożesz.
-Jasne!- powiedziała z entuzjazmem.
-To co? Może w środę pojedziemy do galerii?
-Okey. Zdzwonimy się! Muszę lecieć! Michał na mnie czeka.
-Ok. Pozdrów go ode mnie.
Nie śpieszyło mi się do domu. Od jakiś 15 minut mam ferie. Postanowiłam uczcić to i kupić sobie latte. Kiedy stałam w kolejce, ktoś przesłonił mi oczy rękami i wyszeptał 'Zgadnij kto to'. Odszeptałam mu przesłodzonym głosem 'Bierz te łapy albo zacznę krzyczeć'. Zdjął ręce z mojej twarzy.
-Po co panikować?- zapytał głosem, którego wolałabym nie słyszeć. To był Kacper.
-Co tu robisz?- spytałam prosto z mostu.
-Przyszedłem na kawę... To chyba logiczne, w końcu to kawiarnia.
Przewróciłam oczami. Miałam po dziurki w nosie zachowania szarookiego bruneta.
                          ~
Kiedy otrzymałam swoją latte i ciastko usiadłam w jednym z moich ulubionych miejsc-na pięknym, staromodnym fotelu, tuż przy regale z książkami. Wyjęłam jedną z nich, mianowicie "Tajemniczy ogród". Ta kawiarnia to było moje ulubione miejsce. Była podzielona na dwie części- zaraz po wejściu lądowało się w tej głośniejszej, z okrągłymi, białymi stolikami. Natomiast ta druga, była mniejsza, cichsza. Stało tu kilka foteli, dwie spore kanapy, kominek i ogromna biblioteka. Przy każdym fotelu stał mały stoliczek, a przed kanapami duże stoliki do kawy. Cała kawiarnia była urządzona w beżach i brązach.
-Mogę się dosiąść?- spytał jakiś nieznajomy chłopak.
-Jasne, siadaj- uśmiechnęłam się.
Chłopak wyglądał na nieco starszego ode mnie, miał może siedemnaście lat. Był wysoki i umięśniony. Brązowa grzywka wpadała mu do niebieskich, właściwie to granatowych oczu. Uśmiechnął się i położył ekspresso na stoliku naprzeciw mnie. Wybrał "Hobbit, czyli tam i z powrotem".
-Świetna książka. Uwielbiam ją. - powiedziałam- A tak w ogóle, to jestem Alicja. Ale możesz mówić do mnie Allys.
-Jasne. Jestem Kamil.-uśmiechnął się i miałam okazję podziwiać jego urocze dołki. Po chwili znów się odezwał.
-Dlaczego Allys?
- Mój tata jest z Anglii i mam na nazwisko Young, więc moi koledzy uznali, że Angielskie imię bardziej pasuje.
-Ciekawe. Idziesz na bal?
-Mhhm... Jasne, a ty?
- Nie mo... Nie, jestem... słabym uczniem.-coś mi nie pasowało, ale cóż... Może po prostu się wstydził.
-To... Szkoda.
I znów zapadła cisza. Kamil był miły, ale też jakiś ... Dziwny.
-Muszę lecieć.- odezwałam się pierwsza.- Jakby coś, masz mój numer.- wyrwałam kartkę z zeszytu i zapisałam mu numer.
-Jasne, dziękuję. To... Cześć.
-Cześć.
                         ~
Mam nadzieję, że się podobało. Jeśli czytasz to proszę, zostaw komentarz- chociaż buźkę, żebym wiedziała, że jesteś :)
~AsM