czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział trzeci 'Trudno jest kochać, gdy jest się młodym'

Przeciągnęłam się na łóżku i zaczęłam po omacku szukać telefonu. 5.47... To jeszcze byłam w stanie zrozumieć. Ale... Przecież wczoraj był bal! A dzisiaj, według mojego telefonu, jest Niedziela. Tydzień wstecz. Wstałam i szybko spojrzałam na biurko... Nie było tam zaproszenia. Przeszukałam cały pokój... Nigdzie go nie było. Czyli nie ma żadnego Kamila, Kacper dalej jest dupkiem, a Wiktor nieosiągalny! Po moich policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy. Zachowujesz się jak te wszystkie przygłupie nastolatki, z których się tak śmiejesz. Ogarnij się! Skarciłam się w myślach.  Otarłam szybko łzy i przemknęłam do łazienki.
Po porannych czynnościach, postanowiłam pójść na spacer. Rodzice, którzy właśnie wrócili z Wielkiej Brytanii, odsypiali, a mój brat był... Kogo to obchodzi, gdzie on się podziewał? Znając Roberta, został u dziewczyny na noc. Wzięłam więc jakieś drobne i telefon, i wyszłam. Było dość ciepło więc ubrałam czarną spódniczkę, błękitną koszulkę, sweter i balerinki. Leniwym krokiem przemierzyłam park, aby dojść do małego, osiedlowego sklepiku. Kupiłam swój ulubiony batonik i udałam się w drogę powrotną. Będąc pod domem zauważyłam coś... Dziwnego. Blokując furtkę do mojej posesji stał Kacper i... Obściskiwał się z dziewczyną, z którą w moim śnie całował się Wiktor. To było naprawdę dziwne. 
-Przepraszam...-powiedziałam podchodząc do bramki w moim płocie. Zostałam zignorowana, więc powtórzyłam głośniej-Przepraszam!- ponieważ nie doczekałam się reakcji, tyrpnęłam Kacpra. Ten oderwał się niechętnie od dziewczyny i odezwał się niezbyt przyjaźnie;
-Nie możesz przejść obok?!  PRZESZKADZASZ nam! I tak w ogóle to cza...  -przewróciłam oczami i mu przerwałam.
-Tak w ogóle, to najpierw należy się przywitać, a dopiero następnie zaczynać rozmowę. Po drugie; nie, nie mogę przejść obok, albowiem blokujesz mi dojście do domu. Po trzecie; nie życzę sobie, abyś ślinił się z... kimkolwiek ona jest-wskazałam gestem na dziewczynę- pod MOIM domem. A teraz przepraszam.- przepchnęłam się między nimi i otworzyłam furtkę, niby przypadkowo uderzając nogę Nowakowskiego.
-Auć! Mogłabyś trochę uważać?!
-Nie sądzę aby to było konieczne. A teraz żeg...Co ty wyprawiasz?! Puszczaj!- wrzasnęłam, kiedy chwycił mnie za nadgarstek.
-Puszczę, kiedy ładnie przeprosisz!
-Powinieneś się leczyć-ścisnął mocniej- Przestań! To boli!
-Przeproś!
-Za co?
-Gówno. Dobrze wiesz za co!
-Jesteś chory!
-Ty bardziej!
-Spadaj!
-Sama spadaj!
-Ekhem... Kacperku, kochanie, może już pójdziemy?-zapytała nadzwyczaj piskliwym głosem dziewczyna, przerywając naszą sprzeczkę.
-Pójdziemy jak przeprosi!
-Nie! Pójdziecie teraz! Natychmiast mnie puść!
-To przeproś!
-Auła! Przepraszam... tylko mnie puść-nie wytrzymałam. Tak mocno mnie trzymał...
-Pf...-prychnął i puścił moją dłoń, która niesamowicie bolała.
-Jesteś okropny. Żegnam!-odwróciłam się na pięcie, rozcierając nadgarstek. Wchodząc do domu trzasnęłam drzwiami z całej siły.
-Alicja? To ty?-usłyszałam głos mamy.
-Nie, nie Alicja. Święty Mikołaj, wiesz?
-O! Miło, ale mikołajki są dopiero za cztery miesiące...
-Pf...
-Coś się stało, skarbie?-do rozmowy włączył się ojciec.
-Nie, wszystko okay. Będę u siebie w pokoju, jakby coś.- pobiegłam po schodach i wpadłam do mojej własnej łazienki. Przemyłam nadgarstek zimną wodą, a następnie obejrzałam bolące miejsce...
-On już nie żyje...-syknęłam, kiedy zauważyłam siniaka i małą rankę...

*****

-Alice, zbieraj się! Za chwilę jedziemy do babci-usłyszałam głos Robbiego- Wolę to już mieć za sobą...-dodał po cichu. Przewróciłam oczami. Nasza babcia jest wspaniałą, starszą kobietą, którą bardzo szanuję i kocham. Myślę, że Robert też ją na swój sposób kocha, chociaż oficjalnie jest mu ona obojętna...-Lic, jesteś gotowa?!- walnął w drzwi. Naciągnęłam na siebie bluzę, związałam kucyk i wyszłam, trącając drzwiami starszego brata.
-Już możemy iść-uśmiechnęłam się-Mam nadzieję, że spotkamy ciotkę Rozalię...-ciotka Rozalia była siostrą naszej babci, starą panną, która wręcz wielbi 'dręczyć' Robbiego.
-Tylko nie ta różowa wiedźma!...
-Nie przesadzaj. Ciotka nie jest najgorsza...
-To nie ciebie ciągnie z całej siły za policzki za każdym razem gdy cie spotka!-przewróciłam oczami. 
-Dzieci! Chodźcie już!-z dołu dobiegł nas krzyk mamy...


*****

-Idę się przejść! Za dwadzieścia minut jestem! Buźka!-krzyknęłam, zatrzaskując wiekowe drzwi. Po obfitej kolacji u babci czułam się wyśmienicie. Powolnym krokiem przeszłam przez podwórko, przy okazji odganiając od siebie natrętnego, białego psa babci, Karriego. Zamknęłam furtkę, kierując się w stronę małej polany osłoniętej z każdej strony drzewami. Była naprawdę wyjątkowa. Miała gdzieś piętnaście metrów szerokości, a pośrodku rosło ogromne drzewo, do którego przymocowana została opona. Delikatnie usiadłam na prowizorycznej huśtawce i  zaczęłam się bujać. Jak tam było cicho i spokojnie! Zaczęłam myśleć o moim... dziwnym śnie i wydarzeniach dzisiejszego dnia. Czy ja zwariowałam? Może to był jeden z tych 'proroczych' snów, w których istnienie szczerze wątpię? Nie podobało mi się to wszystko... Szczególnie, że ten... 'sen', naprowadził moje myśli na temat, którego unikałam jak ognia od niemalże dwóch lat. Mianowicie, na temat Wiktora Remonda. Ten blondyn swego czasu okropnie namieszał mi w głowie... Wszystko przez jeden mały gest, który uczynił dawno, dawno temu... Miejsce, w którym JEGO usta dotknęły MOJEJ skóry* zapiekło... Ale nie tak, aby bolało. Nie. To był przyjemny rodzaj ciepła. Poczułam jak jakaś mała kropla spływa po moim policzku. Płakałam? Skąd! To deszcz... O nie! Jeśli przez gęstą zasłonę liści przedostawały się krople to... Tak... Poza polaną była istna ulewa. I nic nie zapowiadało, aby zamierzała ustać w przeciągu najbliższej godziny...

*****

Czemu tak trudno mi do niej podejść i powiedzieć zwykłe 'Cześć'? Czemu zawsze, gdy ją widzę, tam, na przystanku, moje serce tak bardzo przyśpiesza? Czy ona nie ma tak samo? Czy zdarza jej się czasem o mnie wspomnieć? Czy ona naprawdę go nie zauważa? Zresztą, zdawała się nikogo nie zauważać... Na samo wspomnienie uroczej dziewczyny wpatrującej się w kolejne strony książek, uśmiechnął się... Może on dostał chorej obsesji, która rozwinęła się do tego stopnia, że wie gdzie dokładnie mieszka, jak ma na drugie imię... Może to nic wielkiego, gdy ludzie utrzymują ze sobą kontakt, lecz gdy nigdy się nie przyjaźnili? Mój najlepszy przyjaciel, Wojtek, zawsze, kiedy tylko przyłapał mnie na gadaniu o niej lub gapieniu się na nią, powtarzał mu 'Chłopie, nie wiem co ty w niej widzisz. Dziewczyna jakich setki. Poza tym jest dwa lata młodsza... No, i może dla dorosłych to prawie nic nie zmienia, ale u młodzieży to ogromna przepaść. Lepiej znajdź jakąś z naszego rocznika.' Pf... Jakbym umiał, to już dawno bym się w niej odkochał, znalazł inną...

*****

-Gdzieś ty tyle była? Miało być dwadzieścia, a nie pięćdziesiąt minut!- wyrzucił mi ojciec, kiedy tylko weszłam do babcinego domu. 
-Och, Adamie, daj jej spokój... Pewnie była z jakimś chłopakiem...-babcia zaśmiała się perliście- Jest tu wielu chłopców w jej wieku... -kontynuowała, nie zważając na rozdrażnienie ojca-No, choćby ten młody Remond... -zamarłam. Czy cały wszechświat był dziś zwrócony przeciw mnie?!-Jak to on miał na imię...-może to nie o NIEGO chodzi-... chyba Wiktor... Tak, na pewno Wiktor. 
-Alice! Czy byłaś gdzieś z jakimś chłopakiem?-użył stanowczego tonu. Kiedy ojciec używał wobec mnie stanowczego tonu, musiał być naprawdę zły...
-Oczywiście, że nie, tatku-uśmiechnęłam się przymilnie, ukrywając moje rozżalenie wymieszane z rozdrażnieniem. Chyba go przekonałam.
-A więc mówisz, że Remond ma syna... Czy chodzi Ci o Eryka Remonda, tego życzliwego przyjaciela Ewelinki?-zapytał wyraźnie udobruchany tata... No, świetnie. Jeszcze okaże się, że moi rodzice znają jego rodzinę...
- Tak, dokładnie o tego Remonda. Przecież chyba wiedziałeś, że ma dzieci? Nie pamiętasz tej małej dziewczynki, Sary, która zawsze się tak słodko śmiała? Szła dopiero do szkoły... Ani tego słodkiego chłopczyka, który ledwo nauczył się mówić, a już pytał się dlaczego Ewelinka jest taka grubiutka? Tak, to było tuż przed tym jak urodziła się Alicja... Można powiedzieć, że już się znają. I to szmat czasu.-babcia uśmiechnęła się w moją stronę, więc odpowiedziałam jej tym samym.-Kochanie, wyglądasz na zmarzniętą. Zaparz sobie herbatki z miodem. Woda powinna być jeszcze gorąca- zwróciła się do mnie.
-Oczywiście-uśmiechnęłam się jeszcze szerzej... lecz gdy tylko odwróciłam się, aby pójść do kuchni, uśmiech zszedł z mojej twarzy... Co, do diabła, zrobiłam wszechświatowi, aby zasłużyć na taką zemstę?! 

2 komentarze:

  1. Ohoho ! *.*
    Rozdzial cudowny :3
    Czekam na dalsze sie losy jak narazie dobrze się zapowiada! ;*
    Życzę wany i weny ^^ Czekam na nn -->
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://zycie-widziane-z-boiska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohoho ! *.*
    Rozdzial cudowny :3
    Czekam na dalsze sie losy jak narazie dobrze się zapowiada! ;*
    Życzę wany i weny ^^ Czekam na nn -->
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://zycie-widziane-z-boiska.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń